Obserwujemy nowe zjawisko PR-owe, które można nazwać nie word-of-mouth, ale word-of-tweet.
W czym jest sprawa? Wygląda na to, że najnowszy film Sachy Barona Cohena jest pierwszą i natychmiastową ofiarą Twittera. Potencjał filmu jest oceniany na podstawie tego co się dzieje w czasie pierwszego weekendu po premierze.
Zwykle złe opinie o filmie powodują spadki wpływów ze sprzedaży biletów dopiero po tygodniu czyli obserwowana jest sytuacja w czasie następnego weekendu.

W dzisiejszych czasach, gdy siła mediów społecznościowych rośnie, wszystko dzieje się szybciej i sytuacja może się zmienić w ciągu 24 godzin. Film miał swoją premierę w USA w piątek i zarobił więcej w ciągu pierwszego weekendu niż Borat. Wyniki były imponujące. Bo za takie można uznać 30 mln dolarów (Borat: 26 mln w 2006 roku), a byłyby jeszcze lepsze. W piątek wszyscy zacierali ręce doliczając się 14,4 mln dolarów, ale na następny dzień, w sobotę, wpływy spadły aż o 40% do 8,8 mln.

A może po prostu dopóki Sacha Baron Cohen naśmiewa się z jakiegoś beznadziejnego dzikiego kraju w Europie Wschodniej to jest śmiesznie, ale gdy naśmiewa się z przywar anglo-sasko-amerykańskich, to jest dużo mniej śmiesznie?


2 wersje Bruno w Wielkiej Brytanii
Z filmu wycięto najmocniejsze fragmenty trwające 1 minutę i 50 sekund i obniżono dopuszczalny wiek widzów do 15. I w kinach są dostępne 2 wersje: jedna dozwolona od lat 18, druga od 15.A którą mamy w Polsce?
1 Response to 'Może to nie Twitter wykończył Bruno?'
  1. Anonimowy
    http://ybrands.blogspot.com/2009/07/moze-to-nie-twitter-wykonczy-bruno.html?showComment=1261588055259#c7416084261702016887'> 23 grudnia 2009 18:07

    Tak, pewnie tak jest